poniedziałek, 27 maja 2013

Phosphorescent "Song for Zula"


"The last time I was on the road, I thought, 'Just a few more months, and then I’ll go home and tend to everything.' But when I got back, everything was too far gone to fix, so there was fallout. Losing my place [in the Navy Yards] was a big deal. It’s a big space, and over the years I acquired a decent amount of gear. New York is a beast, man, it’s hard to find a place to do music unless you’re going to soundproof it. Relationships are tough when you're on the road, too - my girlfriend would come on some of the tours, but it wasn't easy. Drugs and booze were involved. So I lost the place, lost the girl, and lost my mind."


---> Phosphorescent na FB

piątek, 17 maja 2013

"6 Reasons Good Bands Start to Suck" na cracked.com

Jak powszechnie wiadomo, wszystkie dobre zespoły świata kończą się na pierwszej demówce. Ja mam to szczęście, że mój ulubiony zespół nigdy nie zaczął ssać, po prostu profilaktycznie przestał cokolwiek nagrywać.

W każdym razie, mili ludzie z cracked.com mają dla nas 6 potencjalnych odpowiedzi na odwieczne pytanie "dlaczego mój ulubiony zespół zaczyna ssać?".



Przeczytaj---> "6 Reasons Good Bands Start to Suck" na cracked.com

"Gwiazdy bez grosza" na wyborcza.pl

Artykuł nowy nie jest, ale jak ktoś nie czytał to można się pośmiać.

Dzieci, spoiler alert: z nuty nie ma kaski. Tacy na przykład członkowie Grizzly Bear nie mają ubezpieczenia, ergo granie w Grizzly Bear trochę ssie, bo trasy, festiwale, fani, wywiady, wszystko fajnie, ale jeden ząb do wyrwania i człowiek leci z torbami. Nikt się w Wyborczej nie zastanawia, że skoro u muzyków Grizzly Bear aż tak cienko z kaską (wg autora zarabiają "zaskakująco mało", czyli tyle co ty i ja) to może muzycy Grizzly Bear robią coś nie do końca dobrze, ale ok, popłyńmy za tą logiką.

Porównywanie Grizzly Bear do Gunsów czy Stonesów jest potwornie śmiechowe, i wcale mnie nie dziwi, że zespół nie lata odrzutowcami, bo ceny paliwa trochę od lat 90tych poszalały. Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale Pavement w tych mitycznych latach 90tych samolotami się nie bujał, więc w świecie standardów życia panteonu indie rocka raczej "hu**wo ale stabilnie". Zresztą, porównywać dochody "najlepszych gwiazd indie rocka" do "przeciętnych gwiazd rocka" to trochę jakby wsadzić do klatki nieprzeciętnie dużego chomika i kazać mu się bić z przypadkowym buldogiem. Ok, popadam w absurd. Chodźmy się zatem podziwić z panem Robertem czemu nudne i raczej nieznane średniej statystycznej zespoły mają mniej kasy niż lewa noga Axla Rose'a.



"Chcesz zostać gwiazdą rocka? Zapomnij o kokosach. W porównaniu z kolegami sprzed paru dekad dzisiejsi liderzy sceny niezależnej są biedni jak myszy kościelne Prywatne odrzutowce, limuzyny, demolki hotelowych apartamentów, za które bez mrugnięcia okiem płaci menedżer, wszelkie dostępne używki - sztampowy obraz rockandrollowego stylu życia ukształtowały trasy koncertowe gigantów w rodzaju Led Zeppelin czy The Rolling Stones. Te wyobrażenia sprzed czterech dekad - ze złotych czasów rockowego show-biznesu - długo pozostawały aktualne. Wystarczył sukces jednego albumu, aby w latach 90. w podobnej dekadencji pogrążył się zespół Guns N'Roses. Było za co się bawić - świetna sprzedaż zapewniała stały dopływ gotówki.



Jednak ekscesy czy kosztowne fanaberie bywały udziałem także artystów sceny alternatywnej. Sukces niezależnych wytwórni, takich jak: Factory, Rough Trade czy 4AD, zasadzał się często na popularności jednego zespołu, płyty, a nawet singla, które potrafiły ustawić finanse firmy na długie lata. Gdy panowie z zespołu The Smiths - największej gwiazdy w historii wytwórni Rough Trade i jednego z najważniejszych zespołów w historii brytyjskiego rocka niezależnego - pokłócili się o podział zysków, konflikt dotyczył sum z sześcioma zerami. Frontman grupy Morrissey do dziś nie może zapomnieć perkusiście Mike'owi Joyce'owi, że w wyniku sądowej batalii muzykowi - którego cały wkład, zdaniem Morrisseya, ograniczał się do rytmicznego walenia w bębny - musiał zapłacić ponad półtora miliona funtów."



Cały całość ---> "Gwiazdy bez grosza" na wyborcza.pl

czwartek, 16 maja 2013

Szop gra na harfie

Tak jakby.



"Captive Audience: The Music Business in America's Prisons" na spin.com



Czyli rewolucja technologiczna w amerykańskich więzieniach.

Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak muzyka wpływa na resocjalizację, dlaczego odtwarzacze mp3 sprawdzają się w kiciu lepiej od płyt CD i kaset (spoiler alert: trudniej z nich wykonać narzędzie zbrodni) i skąd więźniowie w Idaho czerpią nutę, David Peisner ma dla ciebie obszerny reportaż.

"They can listen to their music players pretty much anytime they're in the unit," she says. Idaho began allowing inmates to have specially designed prison-issue MP3 players three years ago and somewhere between 15 to 30 percent of offenders in Orofino have bought them through their commissary accounts. "MP3 players are a lot like televisions. They're a really good babysitter. It keeps their minds from running and maybe creating some chaos."

Whether it was the seminal recordings Leadbelly made while incarcerated in Louisiana or Johnny Cash touring California prisons or just the countless inmates who have passed time huddled in their cells listening to a Walkman, music has long played an active role in inmate life. There's always been a struggle to balance the practical needs of a corrections environment with the benefits that music can provide for prisoners; but just as the digital revolution has upended the way we listen to music in the outside world, it is beginning to fundamentally change life inside prison walls too.

"They love their music players so much," says Carlin. "The people that have them want to take them wherever they go."

For decades, most corrections departments allowed inmates to purchase CDs or cassettes through approved outside vendors — sometimes the same vendors who sold them toothpaste, shampoo, and hairbrushes. But now, at least a dozen states and some federal prisons offer inmates the opportunity to buy special prison-issue MP3 players and download music through systems, informally called "Music Wardens," designed specifically for prison use. According to Brian Wittrup, operations manager for the Department of Rehabilitation and Corrections in Ohio, it took awhile to make the change from CDs to MP3s, mostly due to institutional technophobia.



Przeczytaj całosć ---> "Captive Audience: The Music Business in America's Prisons" na spin.com

niedziela, 12 maja 2013

Just shit

Od it's just rock'n'roll!

Shoshana na dwóch koncertach w Polsce!

Od it's just rock'n'roll!

Cieszmy się i radujmy, nasz ulubiony izraelski duet rockowy wpada w przyszłym tygodniu na dwa koncerty.

20.05 (poniedziałek) Kraków, Alchemia

21.05 (wtorek) Wrocław, Łykend

Shoshanę możecie pamiętać z fenomenalnych zeszłorocznych koncertów, albo, jeszcze wcześniej, z 3 koncertów Caruselli, wcześniejszego projektu Tamar Aphek (dobra wiadomość dla fanów Caruselli - część starego materiału pojawia się na koncertach Shoshany). Teraz, wspólnie z perkusistą Jonathanem Harpakiem tworzy duet Shoshana, nieodbiegający stylistycznie od Caruselli, za to trochę bardziej piosenkowy i, ekhm, klasycznierockowy. Bardzo, bardzo polecam Shoshanę na żywo, jestem nawet skłonna zaryzykować stwierdzenie, że jeśli ktoś pójdzie na jeden z dwóch koncertów tylko i wyłącznie z mojego polecenia i nie będzie zadowolony, oddam kaskę. Albo jakiś sensowny ekwiwalent kaski.

Duduś gorąco poleca rokendrole z Izraela

shoshanaa.bandcamp.com

facebook.com/shoshana.tunes




*Fotorelacja z zeszłorocznego koncertu we Wrocławiu

piątek, 3 maja 2013

Anna Gacek: not even once.

Jak powszechnie wiadomo, nie przepadam za Anią Gacek.

Też mam wadę wymowy, ale moja nie sprawia, tak jak w przypadku Ani, że brzmię słodko i czarująco, brzmię po prostu jak Doda która nie umie wymówić "R". Jako blogerki/dziennikarki która rzadko publikuje, a jeszcze rzadziej dostaje za to prawdziwe, fizyczne pieniądze, frustruje mnie fakt, że Ania ewidentnie ma dobrze płatną pracę. Frustruje mnie mnogość jej zdjęć z gwiazdami rocka, bo moim największym dokonaniem w tym zakresie jest zdjęcie z Kaseciarzem zrobione po pijaku na skłocie na Dietla (sorry Maciek, ale do Noela Gallaghera ci daleko). Ale przede wszystkim frustruje mnie fakt, że Ania ma ten sam żakiet z futra ekologicznego z Zary co ja, i teraz nie mogę go nosić.


www.annagacek.pl


A jakby się wam nie chciało klikać, co totalnie rozumiem, bo adres odstrasza, streszczę wam bloga Ani:

NOWY JORK

FLORENCE

NOWY JORK

KASABIAN

NOWY JORK

KIECE

NOWY JORK

DUŻO SŁÓW PO ANGIELSKU

NOWY JORK

KIECE

PIĘKNI LUDZIE

KIECE


*Tego posta dedykuje grupce dziewcząt, która w pewnym wrocławskim mieszkanku pieje właśnie rzewnymi łzami odkrywając fenomen Ani Gacek.

Dzień z życia redakcji


Drodzy czytelnicy stali i okazjonalni, oraz ludzie tylko oglądający obrazki!


Nie wiem, jak to się stało, że sprawy między nami zaszły tak daleko, ale niedawno stuknęło tu 500 postów. Blog rozrósł się z małego bloga odwiedzanego przez moich przyjaciół do rozmiarów małego bloga odwiedzanego przez moich przyjaciół i ludzi szukających linka do Ciemnego Środka Wszechświata. It's Just Rock'n'roll właściwie przeniósł się nieformalnie na Facebooka, bo tam jest lepsza impreza, ale najciekawsze/najgłupsze rzeczy wciąż ukazują się na blogu.


Kiedy zakładałam It's Just R'n'r, było więcej zdjęć z afterków i mniej hejtu na współczesną muzykę. Ale lata lecą, praca od 9 do 17 daje w kość, kredyt trzeba spłacić, a trójka dzieci nie wychowa się sama. Nie no, jaja se robię. Dalej nie mam pracy na etat, dalej mam tylko dwa koty, i dalej chodzę z tym śmiesznym muzykiem który niepokojąco przypomina Chrisa Martina, ogólnie chaos. Także u mnie bez zmian, mam nadzieję, że u was też wszystko dobrze.


Było przez te 5 lat parę pamiętnych, śmiesznych postów, i parę pamiętnych postów które z perspektywy czasu już są mało śmieszne. Oto parę z nich:

Kawały o muzykach vol. 2

Polskie zespoły alternatywne w kulturze masowej

Anna Gacek overshare

Piosenki o seksie

Mało znane fakty o muzyce #1

Polskie zespoły alternatywne jako szwedzkie zespoły niealternatywne z lat 70tych

Babcia Zosia vs Marcin Piekoszewski



Z okazji 500. posta chciałam się z wami podzielić tym, jak wygląda "praca" w "redakcji". Oto przykładowy dzień z życia R'n'r Towers!



Godz 13.00 Czas wstawać, bo jak to mawiały starożytne filozofy, "dzień się sam nie zje*ie".



Godz 13.30 Dzień zaczynamy zawsze tak samo: kawa, papierosy i klip zespołu The Trash – na wypadek, gdybyśmy przez noc zapomnieli, jak wygląda rock'n'roll.



Godz 14.00 Rozpoczynam długi i żmudny proces błądzenia po omacku w mrocznych internetach. W tym celu wertuję różne ciekawe i wartościowe strony (patrz: linki po prawej stronie), i Onet. A tak na serio: 1. Twitter (dla newsów), 2. StumbleUpon (dla przypadkowych newsów z dupy), 3. Instapaper (dla organizacji całego tego bajzlu).



Godz 17.00 "Redakcja" mieści się w centrum Krakowa i czasem wpadnie do nas jakiś fajny muzyk. Na poniższym zdjęciu przykładowo, i, dodam, zupełnie przypadkowo, Duduś przeprowadza wywiad z Michałem Smolickim z Bad Light District. Wywiad prawdopodobnie się nie ukaże, bo koty nie potrafią mówić.



Godz 17.50 Czas na teleturniej "1 z 10", bo nuta nutą, ale wiedza ogólna jest ważna.



Godz 20.00 Gdy słońce zachodzi zazwyczaj zaczynają się dziać rzeczy dziwne i niesamowite. "Twarz mi blednie, włos mi rzednie, psują mi się zęby przednie", jak to śpiewał Wiesław Gołas. Więc może ominę tą część. Dość powiedzieć, że ostatnio, jak wieczorem wyszłam z domu, rano obudziłam się z podpisanym zdjęciem zespołu Wilki i TOTALNIE NIE MAM POJĘCIA skąd je mam.



Tyle o "redakcji". Jeszcze małe post scriptum o samym blogu. Według statscrop.com, blog mieszka w przestronnej serwerowni w Mountain View w Kaliforni.

Lubię myśleć, chodzi rano na spacery nad Zatokę San Francisco, oddycha świeżym kalifornijskim powietrzem i przyjaźni się z innymi, równie porytymi blogami.

Sex tape

Jest gdzieś taka mityczna kraina, do której teleportują się skarpetki, parasole, pendrajwy i...