Jeden z moich ulubionych zespołów ostatnich lat powraca z klasą.
"Father, Son, Holy Ghost" to druga płyta pokręconego duetu z San Francisco. Panowie (widzicie jak to sprytnie wymyślili z tą nazwą cwaniaki?) tworzą dość popularny ostatnio typ garażowej muzyki popowej, taki że bez zerkania na zdjęcia wiadomo że ktoś w zespole ma długie włosy, ktoś ma koszulę w kratę, a wszyscy pewnie mają mętne spojrzenia i wyglądają jak psychopaci etc.
Druga płyta jest brzmieniowo na pewno dojrzalsza, ale zachowuje pewną czarującą prostotę której trudno się oprzeć. Wciąż jest bardzo retro, wciąż są piękne melodie, wciąż są bezpretensjonalne historie o miłości. Ale są też momenty cięższe ("Die"), z tzw. "gitarami naskalnymi" w pakiecie. Dzieje się.
Płyta wychodzi za tydzień, ale można ją już ściągnąć, albo posłuchać TUTAJ.
Aaanyways. Ważna rzecz w przypadku Girls: mają absolutnie NAJBARDZIEJ PORYTĄ BIOGRAFIĘ jaką ostatnio czytałam. Jeśli chociaż połowa z tego jest prawdą, to jestem pod dużym wrażeniem.
"As Owens talks about his experiences growing up, it becomes clear where that has come from. He was born into the Children of God cult, the religious group formed in California in 1968, which gifted him with a childhood and adolescence he calls "pretty hellish" (...)
One famous member of the cult was the former Fleetwood Mac guitarist Jeremy Spencer, who gave Owens his first guitar, which he now plays when recording demos for Girls. It was also the guitar Owens played when he was sent out to busk to earn money for the cult. But the musical legacy of Children of God is not what sticks in mind about it."
Polecam cały artykuł, "Girls who are boys who like girls" na guardian.co.uk.
...i pierwszy singiel z nowej płyty:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Zainteresowanym metaforą "gitary naskalnej" polecam ten kultowy podręcznikowy przykład solówki naskalnej: http://www.youtube.com/watch?v=NiTXGswyAls
porcys. WTF.
Prześlij komentarz