poniedziałek, 19 września 2011

Kolejny uroczy artykuł o tym jak rock umiera

Tym razem na polu koncertowym.

Z pozoru wszystko wygląda fajnie. Philippe Gohier na macleans.ca pisze, że z 10 najbardziej kasowych tras zeszłego roku, 7 to wykonawcy rockowi (m.in. Bon Jovi, AC/DC, U2.)

Problem jest taki, że 94% tej pierwszej dzisiątki to kapele, których wokaliści mają nie mniej niż 40 lat. Żaden z zespołów z tej 10 nie miał wokalisty przed trzydziestką.




Co nam to mówi? Po pierwsze to, że nie znalazł się jeszcze nikt komu udałoby się przeprowadzić udany zamach na Jona Bon Jovi, po drugie, że rynek nie produkuje gwiazd na miejsce starych wyjadaczy. Sława muzyki rockowej jako głównej siły napędowej światowego rynku muzycznego to przeszłość.

"While the last wave of big rock acts seems inclined to perform forever, there’s no sign yet of a new guard. Which isn’t to say rock itself is dead. But the relative absence of newcomers suggests its status as the prime mover of popular music is imperilled, if not already lost.

Rock’s last great push is now arguably 20 years old. The year 1991 was a momentous one, with several of rock’s biggest acts releasing some of their best-known work. Among others, it was the year of U2’s Achtung Baby, Metallica’s self-titled (or “black”) album, Red Hot Chili Peppers’ Blood Sugar Sex Magik, and Pearl Jam’s Ten. And as countless commemorations of its September release are sure to remind us, it was also the year of Nirvana’s Nevermind."


"If rock’s not dead, it’s on life support" na macleans.ca

1 komentarz:

mary pisze...

żeby nie było tak wesoło, u nas też jest źle http://wyborcza.pl/1,75475,10296580,Zegnaj_plyto__witaj_dobra_muzyko.html?fb_ref=su&fb_source=home_oneline