sobota, 5 lutego 2011

Orędzie Natalii Fiedorczuk


Natalia Fiedorczuk jest artystką znakomitą. Wszystko, czego się tknie, zamienia się w złoto, a jej wkładu w rodzimą scenę indie nie sposób nie docenić. Nie jest artystką od wczoraj, i nie wątpię w jej znajomość branży. Jednak jej felieton o stanie branży muzycznej pozostawia mnie w ogromnym niesmakiem w ustach.

"W sprawie rynku - porzućcie wszelką nadzieję. Powiedzmy, macie zespół, albo gracie piosenki solo i nagrywacie je na ośmioślad. Albo na garaż bend. Albo macie "projekt", bo to też modne mieć projekt, najlepiej taki, w którym jest jeszcze gostek od wizualizacji (scenografii, kostiumów, tancerz Butoh - niepotrzebne skreślić). Paru znajomych mówi Wam, że kurde ej masz talent. Kolega pomógł zorganizować pierwszy koncert, inny kolega będzie menadżerem, dziewczyna patrzy z zachwytem. Nagle zaczynasz/zaczynacie myśleć: To ma sens, w sumie to chyba jestem do tego stworzony/a, na komunii śpiewałam psalm, coraz lepiej idzie mi granie solówek, w ankietach i formularzach już waham się przy wpisywaniu zawodu. Może... muzyk?"


Nie trochę za dużo cynizmu jak na kogoś komu nie stuknęła nawet 30stka?

Całość tutaj.


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

a) Fiedorczuk nie zamienia wszystkiego w złoto, wystarczy przypomnieć Orchid.

b) A do tego pierdoli bzdury, a raczej wylewa swoje frustracje ukrywając ją za pozą cioci dobra rada.

Jest wielu muzykow alternatywnych, ktorym sie wydaje, ze jak wydadza plyte to nagle wszystko im sie nalezy. Otóż się nie należy! Trzeba stale pracować nad tym żeby mieć publiczność i to grajac duzo koncertow, a nie piszac swoje żale w necie. happysad, myslovitz, lao che pokazali że sukces jest możliwy. Trzeba "tylko" zapierdalać bez wytchnienia przez kilka lat, mieć dobre piosenki w języku, który publiczność rozumie, dawac bardzo dobre koncerty i patrzec na pieniadze dopiero kiedy na tych koncertach sa pokazne liczby widzow.

mary pisze...

cięta riposta. i like!