Na koncerty Szwedzkich zespołów zawsze warto się wybrać, choćby dlatego żeby sobie popatrzeć. EF to kapela z Goteborga, mieszcząca się wygodnie w szeroko pojętym post-rocku. EF dzieli paru członków z Immanu El, których niedawne 3 koncerty w naszym kraju były tak genialne, że przez dobre pół roku wszystko inne brzmiało dla mnie jak amatorszczyzna. Nie będę się tu rozwodzić bo czeka mnie pisanie relacji z tego koncertu, warto jedynie napomknąć o paru rzeczach. 1) świetny wariacki upadek gitarzysty Daniela, próba powrotu do pionu, kolejna gleba, i solo na plecach 2) niesamowite, noisowe ataki decybeli, kiedy wszyscy myśleli że piosenka się już kończy i można spokojnie klaskać 3) jeszcze bardziej głośny i niesamowity śmiech członka pewnego znanego wrocławskiego zespołu indie-rockowego po usłyszeniu mojej Teorii Odgarniania Grzywki Wśród Szwedzkich Zespołów, w momencie kiedy na sali panowała kompletna cisza. Dla takich momentów chodzi się na koncerty.
Stary STOISZ NA MOJEJ STOPIE KURWA MAĆ
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz