Panowie z Rentona wzięli się wreszcie poważnie za siebie i wyruszają w trasę promującą debiutancki album. W jej skład wchodzi m.in. pierwszy ich wrocławski koncert, już 14 października w klubie Łykend.
Na koncerty Szwedzkich zespołów zawsze warto się wybrać, choćby dlatego żeby sobie popatrzeć. EF to kapela z Goteborga, mieszcząca się wygodnie w szeroko pojętym post-rocku. EF dzieli paru członków z Immanu El, których niedawne 3 koncerty w naszym kraju były tak genialne, że przez dobre pół roku wszystko inne brzmiało dla mnie jak amatorszczyzna. Nie będę się tu rozwodzić bo czeka mnie pisanie relacji z tego koncertu, warto jedynie napomknąć o paru rzeczach. 1) świetny wariacki upadek gitarzysty Daniela, próba powrotu do pionu, kolejna gleba, i solo na plecach 2) niesamowite, noisowe ataki decybeli, kiedy wszyscy myśleli że piosenka się już kończy i można spokojnie klaskać 3) jeszcze bardziej głośny i niesamowity śmiech członka pewnego znanego wrocławskiego zespołu indie-rockowego po usłyszeniu mojej Teorii Odgarniania Grzywki Wśród Szwedzkich Zespołów, w momencie kiedy na sali panowała kompletna cisza. Dla takich momentów chodzi się na koncerty.
Ciągle nie mogę się zdecydować, czy to ma być blog o Prawdziwym Dziennikarstwie, z długimi recenzjami zawierającymi słowa takie jak „intro”, „przester”, „hook”, „Sonic Youth” etc, gdzie na wzór Prawdziwych Dziennikarzy powinnam werbalnie robić w gacie na widok każdego artysty który wydał max. 10 płyt winylowych na obskurnym japońskim labelu czy miejsce gdzie będę mogła dawać wyraz mojej najczęściej ok. dziesięciominutowej fascynacji jakimś zespołem, ku uciesze ok. 4 czytelników, wliczając w to ludzi z którymi mieszkam, wrzucając raz na miesiąc, najczęściej po pijaku, parę klipów bez komentarza i lansiarskich fot z imprez. W każdym razie, wybiegając naprzeciw oczekiwaniom bardziej zboczonych muzycznie czytelników i oglądaczy, rozpoczynam serię pod roboczym szyldem Które Płyty Mi Się Ostatnio Podobają Nawet Trochę.
Kings of Leon – Only By The Night KOL nie potrafiliby chyba zrobić złej płyty gdyby chcieli. Only By The Night to czwarty długogrający wysiłek tego zespołu, co jest o tyle zdumiewające, że dodając wiek każdego członka KOL dostajemy w tej chwili 25, a liczba ta ciągle maleje. Najmocniejszym kawałkiem tutaj na pewno jest pierwszy singiel Sex on Fire, któremu towarzyszy zdecydowanie bardziej atrakcyjny klip niż singlom z ostatniej płyty, którymi można było co najwyżej straszyć małe dzieci. Obok Sex On Fire zdecydowanie kopią też Use Somebody i Manhattan, ale to „zamykacz” Cold Desert (wbrew pozorom nie piosenka o lodach) robi największe wrażenie. Ostatni wywiad dla NME głosi, że wokalista z nadmiaru alkoholu nie pamięta nagrywania wokalu, ze to udało mu się uzyskać efekt absolutnie porażający.
Ladyhawke – Ladyhawke Na tą płytę czekałam bardzo długo i chyba było warto. Mówie „chyba” bo większość tej płyty obnosi się nonszalancko z inspiracją latami 80tymi, co może być momentami przytłaczające. Jednak radością napawa fakt, że Ladyhawke to prawdziwa popstar alternatywy jeśli można się tak wyrazić. Płyta jest przyjemna, taneczna, i ciągle na tyle „alternatywna” żebyśmy mogli ją z czystym sumieniem lubić. Poza tym, Ladyhawke to produkt idealny – jest ładna, utalentowana, ma świetne klipy i fajniutki artwork.
The Streets – Everything Is Borrowed Najpoważniejszy dotychczas i ponoć przedostatni album Mike’a Skinnera, który co prawda nie porusza już tak ważnych dla dzisiejszej młodzieży tematów jak nadużywanie narkotyków, demolowanie hoteli czy spanie z piosenkarkami znanych girlsbandów, ale ironicznie jest dużo łatwiejszy w odbiorze niż poprzednie wydawnictwa. Co ważne, Skinner się nie postarzał, tylko dojrzał. Mamy tutaj tematy dużo poważniejsze niż wcześniej, ale zaprezentowane w sposób zazwyczaj inteligentny, elokwentny i żartobliwy. Standardowo już muzycznie nie zawsze daje po mordzie, ale zawiera też zawiera stosy genialnych tekstów.
Everything Is Borrowed (uwaga! Zawiera aluzje do kryzysu ekonomicznego)
...będzie mega! Zaczynając od legendarnych Super Girl & Romantic Boys (ciągle mi się wydaje że to jakaś ściema z tym koncertem), przez pierwszy wrocławski występ Rentonów, na długooczekiwanym koncercie Audrey + Andy kończąc. Ponoć Katie Melua gra też w jakimś squacie czy coś. Będzie grała na flecie piosenki ze swojego wczesnego, grandżowego okresu twórczości. Tam się akurat nie widzimy.
to pierwsze wydawnictwo Szkotów po genialnym Puzzle z zeszłego roku. Singiel jest "wolnostojący" i standardowo ma fajną okładkę i wyjebany w kosmos klip:
Żeby sobie przypomnieć, za co kochamy Biffy Clyro i co za tym idzie cały szkocki naród, obejrzyjmy: