poniedziałek, 20 stycznia 2014

Staszek Wróbel opowiada mi o swoich 10 ulubionych płytach roku

Styczeń. Ta okropna czarna dziura między Nowym Rokiem a wiosną. Ten straszny czas, kiedy ogarnięcie życiowe zasypia i budzą się demony pod postacią wirusów, sesji i zwątpienia w sens rock'n'rolla.

Na szczęscie mamy Staszka Wróbla i jego 10 ulubionych płyt ubiegłego roku! Staszek gra w połowie twoich ulubionych polskich kapel (w tej połowie w której nie ma Kuby Ziołka, ale musiałabym to potwierdzić), zna się na nucie jak nikt, ma też fenomenalny gust jeśli chodzi o koszule, jest jedyną osobą którą znam która w ogóle zbliża się do mojego poziomu obsesji na punkcie Secret Machines, a, i WYMYŚLIŁ SOBIE OSTATNIO ZESPÓŁ I TEN ZESPÓŁ NAZYWA SIĘ BULBWIRES I JEST NIESAMOWITY.



Nasza rozmowa zawiera fragmenty, ekhm, "nieoficjalnie", które jednak możecie teraz przeczytać, bo są nawet śmieszne. Oto lista Staszka:

1. Fuzz - Fuzz

2. Floating Coffin - Thee Oh Sees

3. Specter At The Feast - BRMC

4. Trouble Will Find Me - The National

5. ...Like Clockwork - QOTSA

6. Abra Kadavar - Kadavar

7. Whales and Leeches - Red Fang

8. BE - Beady Eye

9. Aftershock - Motorhead

10. Don't Forget Who You Are - Miles Kane

Proszę się przedstawić naszym drogim czytelnikom.


Dobry wieczór. Nazywam się Staszek Wróbel i obecnie gram jako basista i wokalista w zespole Bulbwires, jako basista w zespołach Nosowska oraz Wilki, i jako perkusista w zespole Paula i Karol.


Fantastycznie! Przejdźmy do punktu pierwszego obrad, Fuzz. To była pierwsza płyta o której pomyślałeś, więc musisz ją darzyć dużą sympatią.



Tak, choć odkryłem ją bardzo niedawno. Ale jest tam wszystko, co lubię: oderwanie od rzeczywistości, brzmienie, emocje, prostota. I ta nazwa. I wszechstronność kolegi Segalla.


Czy Fuzz to twoje ulubione wcielenie Segalla?


Obecnie tak.


Punkt drugi. Thee Oh Sees i Floating Coffin. Ta płyta była też na liście Kamila, to potwierdza moje podejrzenia, że The Oh Sees to taki trochę zespół dla muzyków. Zgodziłbyś się?



Byłem na ich koncercie i nie widziałem, żeby ostatnio jakiś inny zespół tak wprawiał publiczność w ruch. Dosłownie cały koncert. Raczej obstawiałbym to, że otaczasz się ludźmi o dobrych gustach muzycznych.


Prawda, koncerty mają długie i cały czas na tym samym porytym poziomie. Co ci się podoba w Floating Coffin?


Lubię odrealnienie, w które mnie wprowadza zabiegami brzmieniowymi i melodiami. Dwyer zawsze pisze kurewsko dobre melodie. Musiał chyba studiować (tfu!)The Beatles. Patrz taki "Maze Fancier" - słychać stare Pogodno, a wiadomo że Pogodno rżnęło Bitelsów (tfu!)


Nie wiem, staram się nie słuchać.


A myślisz, że ja tak pluję, bo lubię?


A teraz jeden z twoich ulubionych zespołów, Black Rebel Motorcycle Club. To chyba fajne uczucie słuchać entej płyty zespołu który się strasznie lubi i stwierdzić: "ciągle to mają".


BRMC faktycznie bardzo lubię od dawna. I więcej, oni mimo bardzo trudnego momentu, jakim była zmiana Jago/Shapiro, nagrali bardzo dobre dwa albumy i obronili "duszę w rokenrolu". Specter At The Feast to w całości dobry album według mnie.


Przejdźmy do The National i mojej ulubionej płyty na twojej liście. Wychodzi na to, że czasami też słuchasz dołerskiej nuty.


Czasami?


Większość płyt na tej liście jest taka dość, no, agresywna. Ok, dla mnie Beady Eye jest agresywne, ale z innych powodów.



No, The National z albumem Trouble Will Find Me to akurat taki balsam dla mnie. Ostatnio słucham tego albumu podczas pokoncertowych powrotów, i ona działa lepiej niż paracetamol czy inne te na kaca preparaty.

Beady Eye to ja się w ogóle cieszę, że jest, bo ja zawsze miałem jakiś sentyment do Liama. Wkurwiał mnie Noel w tym Oasis, i teraz mam tego samego buca, rockstara z własnym bandem i tyle. W sensie, że Liama z własnym bandem.


Ok, jak już się zdecydowałeś iść w tą stronę: nie byłam fizycznie w stanie przesłuchać więcej niż trzech pierwszych kawałków. Koty się zleciały, usłyszały okropne jęki, myślały, że ktoś mnie atakuje. Musiałam przełączyć na The Stooges, tylko to je uspokaja.


(mówimy na raz)…I kawałek "Second Bite Of The Apple" mnie wystarcza. "The world is up, if you're tough enough!"


Nie puszczę tego teraz, Duduś tu wpadnie z nożem.


Dobre koty. Ja się zgadzam, że tam na BE jest tylko kilka numerów fajnych. Zostawmy już Liama.


Może porozmawiajmy o QOTSA, nie chciałbyś mieć wroga w Dudusiu.



Wart czekania album, który odkrywa nowe detale z każdym kolejnym odsłuchaniem. I ja taką robotę uwielbiam. Bo jak wyszło, to się przesłuchało raz, była fascynacja, a teraz człowiek posłuchał po przerwie znowu i "O, w dupę! Tego wcześniej nie słyszałem! Mniam!". Rozumiesz?


Najlepiej! Nie rozumiem natomiast Kavadar. Zapuściłam, myślę sobie "jezu jaki szmelc". Słuchałam cały wieczór na ripicie. O CO CHODZI?


Ja też ich na co dzień nie rozumiem jak mówią po niemiecku, ale jak grają, to mi się podoba, więc też miałem z nimi "na ripicie".


Twój ulubiony, ekhm, "kawałek" z płyty Abra Kadavar?


"Come Back Life"



DLACZEGO TEN?


Bo nie znam się na muzyce. Albo jestem mało ambitny. (zastanawiam się, czy ja podołam? to jest strasznie trudne - pisanie o dźwiękach. Podziwiam dziennikarzy muzycznych (sic!)


(właśnie użyłeś "sic!", jesteś mądrzejszy niż 3/4 dziennikarzy muzycznych!)


Czekaj, wiem czemu. A nie, jednak zapomniałem. Przejdźmy do Red Fang.


Właśnie, dziękuję za przypomnienie o Red Fang! Zapomniałam o nich, a okazuje się, że fantastycznie się ich słucha w gorączce. Pojawiają się różne epickie scenariusze w głowie.


To prawda. A w ich wideoklipach również widać tę epickość.


Polecasz któryś konkretny?


Polecam "Prehistoric Dog", "Wires", "Hank Is Dead", "Blood Like Cream". Ten ostatni jest z ostatniej płyty właśnie. Ostatnio widziałem Red Fang u Lettermana i skopali mi ryj. Polecam. Staszek Wróbel.



Czas na Aftershock. Nic tej płycie nie brakuje, no nic.


Dokładnie! Cieszą Ziemię takie Dziady!


Dają nadzieję, nie? Tyle solówek naskalnych!


Solówki naskalne wracają w wielkim stylu. Wiem, co mówię. Nadzieję to dają lekarze Lemmy'ego.



Ostatni punkt obrad, Miles Kane, człowiek, który myśli, że jest synem Liama Gallaghera. A płyta jest zaskakująco przyjemniutka.


O, no właśnie. To było zaskoczenie dla mnie. Miles Kane wdarł się do mej głowy przez rozgrywki piłkarskie w wersji elektronicznej. Dla niewtajemniczonych: utwór Don't Forget Who You Are jest w soundtracku do gry FIFA na plejstejszyn.


Wdarł się i został.


Dobry wyspiarski pop i 60'sy wplatane w brzmienie. Teraz tak wszyscy, wiem. Ale smaczne bardzo.





---> FACEBOOK.COM/BULBWIRESBAND

1 komentarz:

smile_blondie pisze...

Wow, ciekawa rozmowa ;)
obserwuję ;)